niedziela, 24 kwietnia 2016

Fetysz stóp 2

Witam!
Dzisiejszy post jest kontynuacją, a zarazem drugą częścią wątku "Fetysz Stóp", który jest najchętniej wyświetlany na moim forum, co mnie bardzo cieszy i za co bardzo wam dziękuje.

Poprzedni wątek o Fetyszach: >>KLIKNIJ TUTAJ<<
Pierwsza część o Fetyszu Stóp: >>KLIKNIJ TUTAJ<<

Do kolejnego postu o fetyszu, zmotywowało mnie przede wszystkim zainteresowanie, które jest naprawdę bardzo duże. Coraz więcej osób zagłębia się w klimaty fetyszy, by znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Nie da się ukryć, że fetysze są bardzo intrygującym tematem, o którym najłatwiej porozmawiać właśnie na internecie,

Jak zrozumieć fetyszystę stóp?
Jest to jedno z najczęściej zadawanych pytań. Bardzo trudno jest się postawić w roli fetyszysty, jeśli sami mamy inne zdanie w tym temacie. Logiczne jest to, że osoba, która brzydzi się swoich czy czyichś stóp, nie będzie potrafiła obiektywnie popatrzeć na to, że komuś się mogą one podobać.
Kluczem do sukcesu jest niewątpliwie wyrozumiałość oraz uszanowanie tego, że są osoby, które lubią coś innego, niż my i ich upodobania - nie mają negatywnego odbicia na naszej osobie.
Fetyszysta stóp, lubi stopy, ponieważ one sprawiają mu przyjemność, uszczęśliwiają go i są dla niego czymś, czym dla kogoś innego może być kubek dobrej czekolady, ulubiony serial czy nawet seks.
Na pewno każdy z was coś bardzo lubi i sęk w tym, by dopuścić do swojej świadomości to, że czymś takim dla kogoś mogą być też stopy.

Jak to działa?
Każdy fetyszysta podchodzi do swojego fetyszu indywidualnie. Jedyną regułą, która łączy wszystkie te osoby, jest niewątpliwie sympatia do stóp. Zachowanie takiej osoby jest uzależnione od tego w jakim stopniu lubi stopy i jakie ma możliwości, by zaspokajać swój fetysz.
Inaczej to wygląda u faceta, który ma swoją żonę, a inaczej u kawalera, który większość czasu spędza przed komputerem, oboje mogą być usatysfakcjonowani z tego stanu rzeczy, jednak ich działanie jest zgoła inne. Ktoś, kto ma swoją dziewczynę, żonę czy przyjaciółkę ma zdecydowanie łatwiej, ponieważ można brać w ciemno, że ta dziewczyna akceptuje jego fetysz i nie robi mu z tego powodu żadnych wyrzutów. Takim kobietom jest też niewątpliwie dużo łatwiej zrozumieć fetysz, ponieważ przekonały się na własnej skórze, że masowanie, lizanie czy pieszczenie ich stóp, może być całkiem przyjemnie, tym bardziej, gdy sprawia to przyjemność osobie, która jest dla nich ważna.
Drugi przypadek jest bardziej skomplikowany, choćby przez sam fakt, jak trudno jest rozmawiać na internecie o fetyszu stóp, ludziom się to źle kojarzy między innymi przez to, że na wielu stronach internetowych - fetysz stóp jest negowany i pojawia się przy innych zboczeniach, które mogą budzić odrazę, ludzie się po prostu tego boją, bo trudno im sobie wyobrazić coś, czego tak naprawdę nigdy nie doświadczyli, a o czym dowiedzieli się z głupoty na jakiejś stronie. Wracając do naszego wirtualnego fetyszysty, można z góry założyć, że mało kto wie o jego fetyszu, bo jak większość może trzymać to w tajemnicy, by uniknąć ataków czy drwin ze strony innych.
Optymalnym sposobem do tego, by zaspokoić fetysz, jest dla niego pornografia lub filmy, w których stopy grają główną rolę. To pozwala mu dać upust tematowi swojego uwielbienia, ale też jeszcze bardziej wkręcić go w klimaty fetyszu, bo będzie szukał coraz to bardziej skomplikowanych sposobów, by się uszczęśliwić.

Czy to normalne?
Normalność to pojęcie względne, każdy ma inny zasięg tego, co jest dla niego normalne, a co poza tą normalność wykracza. Bardziej można by było spytać, "Czy to zdrowe?"
Fetysz sam w sobie nie jest niczym złym, bo tak jak napisałem wyżej, tyczy się to w głównej mierze stóp, ALE bardzo łatwo jest stracić nad sobą kontrolę.
Każdy z nas ma swój zdrowy rozsądek i sumienie, które pozwala nam normalnie funkcjonować i kierować nami tak, by wszystko było OK. Jednak jest wiele czynników, które mogą nas w jakiś sposób "omamić", jednym z nich jest masturbacja, która nie dotyczy tylko i wyłącznie fetyszu stóp, ale na pewno się w nim przewija. Fetyszyści stóp, którzy masturbują się zbyt często, mogą stracić nad sobą kontrole, objawia się to najczęściej tym, że na siłę szukają czegoś (w tym wypadku stóp), które ich nakręcą i podniecą. Bardzo często jest to zauważalne na forach internetowych, gdy dziewczyny są zasypywane spamem od fetyszystów, w których Ci proszą o setki fotek stop, które tak naprawdę nie różnią się niczym poza ujęciem, ale dają satysfakcje temu fetyszyście, bo dostał to, czego bardzo chciał. Takim fetyszystom nie wystarcza tylko obejrzeć pornografię i zająć się czymś innym, szukają czegoś co będzie wypełniało większość wolnego czasu - działa to na nich niczym narkotyk, funkcjonują jak roboty, które mają zakodowane w głowie tylko i wyłącznie dwa słowa "Stopy" oraz "Satysfakcja". Taka osoba zatraca gdzieś swoją godność i kompletnie sobie nie radzi z tym fetyszem, chciałaby się go pozbyć, ale nie potrafi, bo pokusa jest silniejsza.

Czym się różni fetyszysta od normalnego faceta?
Główna różnica polega na tym, że przeciętny fetyszysta skupia główną uwagę na kobiecych stopach, natomiast normalny facet może lubić stopy, jednak są one w cieniu lub obok piersi, pupy czy innych kobiecych części ciała. W zasadzie normalnych facetów można by było nazwać "fetyszystami cycków" czy "fetyszystami tyłka", jednak przyjęło się, że wielbienie tych części ciała jest w 100 procentach naturalne, natomiast sympatia w stronę stóp, już nie.
Nie da się jednak ukryć, że facet bez fetyszu jest zdecydowanie mniej zaangażowany w temacie piersi czy pupy, niż facet z fetyszem stóp, co zostało wyjaśnione wyżej. Większości facetów wystarczy oglądnięcie jednej pornografii, a dla fetyszysty może być to tak naprawdę początek całej "zabawy".

Czy kobiety powinny się tego obawiać?
Trudno odpowiedzieć na to pytanko, ponieważ trudno określić to, jaki jest sposób myślenia danego fetyszysty i jak zachowuje się ze swoim fetyszem w obecności kobiety. Jeśli potrafi nad tym panować i podporządkuje się temu, na ile mu pozwala kobieta, to nie ma tutaj nic złego - oboje są zadowoleni. Gorzej jest wtedy, gdy fetyszysta stawia swoje zaspokojenie za priorytet, wtedy kobieta staje się tak naprawdę tylko przedmiotem pożądania, który ma pozwolić takiemu fetyszyście się zaspokoić i tyle.
Rozsądnym ruchem ze strony takiego faceta jest forma wynagrodzenia kobiecie tego, że ona dała mu coś, co lubi, a nie egoistyczne podejście i myślenie o własnym zaspokojeniu. Jeśli kobietę nie kręci w żaden sposób np. lizanie stóp, to facet w ramach rewanżu powinien dać jej coś, co kręci ją - nawet gdy dla niego nie jest to podniecające. Generalnie kobiety nie muszą bać się fetyszu stóp, ale nie powinny dać sobie wejść na głowę, pamiętajcie że nikt was nie może do niczego zmuszać i jeśli coś wam się nie podoba, to macie prawo wyrazić to w otwarty sposób.

Czy należy się wstydzić fetyszu stóp?
Sam swój fetysz odkryłem dopiero w wieku 12-13 lat i jeśli mam być szczery, to nigdy się nie wstydziłem tego, że mnie kręciły kobiece stopy. Bałem się o tym pogadać z kimś z realnego towarzystwa, bo nie wiedziałem jak na to te osoby będą reagować, ale sam od zawsze żyłem w przekonaniu, że to nie jest nic złego i nikogo przez to nie krzywdzę. O fetyszu pisałem najwięcej na internecie i to pozwoliło mi się bardziej otworzyć, tym bardziej gdy poznałem wielu ludzi, którzy również akceptowali mój fetysz i nie traktowali mnie w żaden sposób inaczej. Nikt was nie zmusza do tego, byście się zwierzali ze swoich upodobań, ale jeśli czujecie potrzebę porozmawiania o tym - to wykorzystajcie magię internetu, która pozwala wam na to spojrzeć z perspektywy kogoś anonimowego i nawet jeśli komuś nie spodoba się fetysz stóp, to taka osoba was nie zna i w żaden sposób nie wpłynie to na wasze realne życie.

Jak powiedzieć o fetyszu stóp?
Pora na ostatni - podsumowujący paragraf w dzisiejszym poście. Powiedzieć komuś o swoim fetyszu, jest naprawdę bardzo ciężko. Odpycha nas przede wszystkim reakcja drugiej osoby, która może być dla nas niekorzystna. Nikt nie chciałby się znaleźć w tej niezręcznej sytuacji, w której ktoś nas wyśmiewa, obraża czy krytykuję tylko dlatego, że lubimy coś "innego". Mimo wszystko komuś musimy o tym powiedzieć, bo wtedy będzie nam po prostu łatwiej i odczujemy ulgę, że mamy to już za sobą. O swoim fetyszu stóp pisałem początkowo tylko i wyłącznie na internecie. Takie stronki jak ask czy zapytaj.onet, były miejscami, gdzie dosłownie się zwierzałem ze swoich doświadczeń fetyszowych i dzieliłem się z ludźmi tym, co mnie kręci. Im więcej osób znało mój fetysz, tym łatwiej było mi o nim pisać, odczuwałem ogromną satysfakcję, gdy widziałem wpisy od dziewczyn, które pisały, że fetysz to dla nich nic złego itp. Nie ma nic lepszego niż akceptacja naszej osoby i naszych upodobań, przez innych. Największym paradoksem, ale też puentą całego dzisiejszego postu jest to, że dzięki fetyszowi stóp stałem się bardzo, ale to bardzo szczęśliwy, ponieważ poznałem Kasię, która jest obecnie moją dziewczyną :-) Punktem zaczepienia w naszej znajomości była właśnie głupia fotka stóp, która w późniejszej fazie poprowadziła nasz kontakt do rozmowy na GG, rozmowy telefonicznej, do pierwszego spotkania, aż do momentu w którym oboje zdaliśmy sobie sprawę z tego, że się kochamy i oboje jesteśmy bardzo szczęśliwi z takiego stanu rzeczy. Nigdy nie pomyślałbym, że ask, czy fetysz stóp będzie "pretekstem" do czegoś większego, to tylko pokazuje, że nie musimy się wstydzić tego co lubimy, powinniśmy uświadamiać ludziom, że to coś też może być fajne. Naprawdę zachęcam wszystkich do tego, byście nie zamykali się na tematykę fetyszu stóp, ponieważ każdy z nas lubi co innego i każdy z nas zasługuje na to, by się tym cieszyć, oczywiście zachowując zdrowy rozsądek!

Nie pamiętam wszystkim tematów, ale ten dzisiejszy wyczerpałem chyba najbardziej. Mam nadzieje, że część z was dotrwała do tego momentu i jesteście usatysfakcjonowani z mojej pracy. Liczę na wasze komentarze! :-) Pozdrawiam!

czwartek, 21 kwietnia 2016

Gdzie znajdziemy Zygmunta? Aktualizacja.

Witam!
Postanowiłem nieco odświeżyć swoją działalność, by ludzie o mnie przypadkiem nie zapomnieli... a w szczególności osoby, którym wpadł w oko mój blog.

Bardzo dziękuje wszystkim osobom, które przeczytały przynajmniej jednego posta, a jeszcze bardziej tym, które go oceniły i/lub skomentowały. Wierzcie mi, że bardzo motywujące jest to, gdy widzimy, że nasza praca jest doceniana

Teraz do rzeczy...

Poniżej wstawiam linki do dwóch stronek, na których możecie mnie znaleźć:
ASK.FM -> https://ask.fm/fetyszysta2016
ZAPYTAJ.ONET -> http://zapytaj.onet.pl/Profile/user_3051865.html

Prócz tego - ostatnio na asku pewna osoba napisała, bym napisał drugi post o Fetyszu, bo jest to najchętniej oglądany przez was post. W ciągu miesiąca zawsze łapie na nim przynajmniej 100 wyświetleń, co mnie bardzo cieszy i wręcz zmusza do napisania kolejnej części :-)

Pozdrawiam!

piątek, 4 marca 2016

Stulejka - relacja z operacji

Witam!

Dzień 4 marca 2016 roku, był niewątpliwie przełomową datą w moim życiu. Zdecydowałem się na coś, do czego planowałem się zebrać od dobrych kilku lat, czyli wyleczenie STULEJKI.
Nie było łatwo, ale podjąłem męską decyzję i wraz z pomocą finansową rodziców - poddałem się zabiegowi obrzezania. Jeśli interesuje was relacja z tego przełomowego wydarzenia, zapraszam do przeczytania dalszej treści postu :-)


Czym tak naprawdę jest Stulejka?
Jest to bardzo intymne schorzenie, które dotyka sporą grupę facetów na całym świecie.
Polega to na tym, że facet nie może zsunąć do końca napletka - w zależności od stadium stulejki, ponieważ jeden może zobaczyć "grzybka", a innemu na to nie pozwala napletek.
Stulejka pojawia się najczęściej z powodu nieprawidłowej higieny członka - facet powinien przy każdej kąpieli zsuwać skórkę i myć żołędzia, podobnie przy oddawaniu moczu - zsuwać napletek.
Stulejki można się nabawić przez różne choroby, takie jak cukrzyca lub przez uwarunkowania genetyczne.

Moje początki ze Stulejką...
O swojej Stulejce dowiedziałem się tak naprawdę w 2-3 klasie gimnazjum, gdy na lekcji...WDŻ, pani zaczęło mówić o napletku, o tym że powinno się go zsuwać itp. Początkowo nie wiedziałem o co chodzi, ponieważ nie byłem zbyt dojrzały w tamtym okresie. Dopiero przy próbie pierwszej masturbacji - uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. Penis był w stanie erekcji, ale... blokowała go skórka, która była strasznie napięta. Czytałem o tym bardzo dużo i uświadomiłem sobie, że mam Stulejkę. To nieprzyjemne schorzenie zrobiło się u mnie najprawdopodobniej przez nieodpowiednią higienę napletka, bo może się to wydawać śmieszne, ale nie wiedziałem, że należy go zsuwać - w tym przypadku brakowało niewątpliwie ruchu rodziców, którzy winni byli wprowadzać od małego nawyki (zsuwanie napletka przy sikaniu itp.), jednak nie ma co ich winić za to, bo równie dobrze sam mogłem się tym bardziej interesować, ale cóż...

Bardzo wstydliwy temat...
Po diagnozie Stulejki - brakowało tak naprawdę konkretnego kroku w kierunku jej wyleczenia, ale wszystko się opóźniało, ponieważ było to dla mnie cholernie wstydliwe i bardzo długo zbierałem się do tego, by komuś to powiedzieć. Możecie sobie wyobrazić, że przełamałem się dopiero w... 4 klasie technikum, gdy bardzo nieśmiałym i jąkającym się głosem, powiedziałem mamie że mam Stulejkę i pokrótce wytłumaczyłem swój niezręczny problem. Odczułem ogromną ulgę, ponieważ wiedziałem, że zrobiłem bardzo duży krok w kwestii swojego zdrowia - powiadomiłem osoby trzecie.

Pierwsze podejście...
Po paru tygodniach, mama umówiła mnie na wizytę u urologa, który miał przebadać coś, co było 100%-owe i pewne, czyli moją Stulejkę. Za samą kontrolę zapłaciliśmy 80 zł i nie wynikło z niej nic konkretnego, poza tym, że gość stwierdził, że mam... Stulejkę (cóż za zaskoczenie) i jeszcze próbował wmówić mi, że operacji nie refunduje NFZ, czyli w grę wchodzi jedynie zabieg prywatny - jak się później okazało, wprowadził mnie w błąd. Po tej gafie - mam wyszukała szpital, który normalnie refunduje operację obrzezania (czyli usuwania stulejki) [Szpital Wojewódzki w Bielsku-Białej], jedyny minus to czas oczekiwania, o którym poniżej...

Drugie podejście...
Mama zadzwoniła do nich bodajże we wrześniu, bądź w listopadzie 2015, a planowana kontrola była dopiero... 11 lutego 2016, więc do tego czasu nie robiłem nic w kwestii swojego schorzenia, po prostu cierpliwie czekałem. Do tego czasu zdążyłem się jeszcze bardziej nakręcić do zabiegu, ponieważ czytałem setki opinii o tym wszystkim i zacząłem odczuwać strach na myśl o tym bólu, rehabilitacji itp.
Po długim czasie - doczekałem się, ok. godziny 15:00, dnia 11 lutego, czekałem na swoją kolejkę, by kolejny już urolog, zdiagnozował to, co zdiagnozowałem u siebie sam parę lat wcześniej, z tym wyjątkiem, że on miał być pierwszym krokiem w stronę leczenia, ponieważ miał dać skierowanie do operacji i tak też się stało, po chwilowym sprawdzeniu 'małego' - napisał mi skierowanie, ale też zalecił, że prywatnie mi się to bardziej opłaci - jak wszystko w Polsce, bo przecież płacisz to masz.
Mówił, że na operację trzeba by było czekać kolejne... 8 miesięcy, myślę sobie - matko, ja już chce to mieć za sobą i...

Trzecie podejście - ostatnie!
Udałem się do drugiego szpitala w Bielsku-Białej, "Szpital pod Bukami", gdzie musiałem po raz kolejny poddać się wizycie kontrolnej - stwierdzającej Stulejkę, a następnie miałem otrzymać skierowanie na operacje w tej samej placówce. Urolog bez problemu wypisał mi skierowanie, wcześniej się troszkę uśmiechnął, gdy widział moją panikę i sam zalecił badania pod znieczuleniem ogólnym (narkozą), żebym się po prostu nie męczył. Od razu po tym skierowałem się do rejestracji, gdzie dopełniłem formalności z umówieniem zabiegu - do mnie należało porobić badania i cierpliwie czekać na telefon od pielęgniarki.

Finał!
Niedługo po kontroli (3-4 dni później), zadzwoniła do mnie pani ze szpitala i powiedziała, że zabieg mam zaplanowany na godzinę 14:00 w piątek (4 marca). Tydzień przed porobiłem potrzebne badania krwi oraz moczu, gdy to załatwiłem - cierpliwie wyczekiwałem na ten finalny dzień.
Dzień przed zabiegiem obciąłem włosy łonowe nożyczkami i umyłem tak dokładnie, jak tylko mogłem zarówno miejsce poddawane zabiegowi, jak i całe swoje ciało.
Wstałem rano ok. godziny 9:00 i uświadomiłem sobie, że to już dziś - dzień, który raz na zawsze odmieni moje życie. O godzinie 10:30 wraz z mamą i szwagrem pojechaliśmy do szpitala, gdzie w pierwszej kolejności miałem wizytę u anestozjologa, który był odpowiedzialny za narkozę, gdy nie było żadnych przeciwwskazań - poszedłem do rejestracji, by dopełnić formalności papierkowej i finansowej związanej z zabiegiem. Doniosłem wszystkie badania i wniosłem opłatę, która wynosiła równe 1000 zł (wcześniejsza kontrola 120 zł). Następnie pielęgniarki zaprowadziły mnie na drugie piętro, gdzie musiałem czekać na swoją kolej.
Pierwsze co, to musiałem pomóc pewnej starszej pani, która musiała zanieść jakiś tam sprzęt na dwór, więc z grzeczności to zrobiłem, następnie wróciłem ponownie na izbę przyjęć, gdzie jedna z pań sprawdziła mi ciśnienie, które jest bardzo dobre (110/70). Później otrzymałem bransoletkę z imieniem i nazwiskiem oraz numerem sali i siedziałem samemu jakieś 40 minutek, gdy wreszcie przyszła jedna z pielęgniarek i założyła mi wenflon i czekałem dalej... Po godzinie przyszedł kolejny pacjent z którym oglądaliśmy Familiade i Rodzinkę, a godzinę później kolejny, który się do nas przyłączył. Czas strasznie się ciągnął - dopiero koło godziny 16:30 drugi z pacjentów poszedł na swój zabieg, a ja nawiązałem wspólny kontakt z tym trzecim pacjentem. Okazało się, że ma 23 lata i... również ma stulejkę, w zasadzie jego sytuacja bardzo podobna - wiedział od dawna, ale się krępował, powiedział mi o tym wprost, bo sam mu powiedziałem, że mam ten zabieg, a on do mnie "to witam w klubie". Gościu bardzo pozytywny - niewątpliwie czas zaczął biec szybciej przy naszej rozmowie. Ok. godziny 17:00 przyszła moja kolej... serducho zaczęło bić szybciej, dwie panie zawoziły mnie na łóżku na blok operacyjny i zostawiły na korytarzu, gdzie miały przyjść po mnie inne osoby.
Pani spytała czy coś jadłem, a ja do niej, że od rana na czczo, więc podała mi kroplówkę. W między czasie osoba operująca dotknęła mojego penisa, co od razu wywołało u mnie ruch ręki, po chwili powiedział, że musi mnie zbadać i pozwoliłem mu go dotykać do momentu uszczypnięcia, czyli jakieś 3-4 sekundy. Po chwili została mi założona maska na nos/usta i odleciałem - nawet nie wiem w którym momencie. Gdy już wstałem - było po wszystkim, mój członek był owinięty w gazę, która była oklejona plastrem. Zostałem zawieziony do poprzedniej sali pobytu, gdzie musiałem poleżeć z godzinkę i doczekałem się kolejnego pacjenta, który miał ok. 50 lat. Zaraz po mnie przyjechał ten 23 latek, który również miał obrzezanie, ale na znieczuleniu miejscowym i strasznie mi zazdrościł.
Skarżył się, że czuł 5-6 ukłuć oraz moment nacinania skórki - współczułem mu i westchnąłem z ulgą, że zdecydowałem się na narkozę. Po jakichś 30 minutkach, ubrałem się w dresy bez bokserek i wyszedłem ze szpitala, gdzie czekali już na mnie rodzice.

Podsumowanie
Cieszę się, że mam za sobą najtrudniejszy krok, czyli zabieg. Paradoksalnie - mój ból był zerowy, dosłownie. Założenie wenflonu było bardziej "bolesne", aniżeli sama operacja obrzezania, która bolała mnie parę miesięcy przed - ból psychiczny. Elementem, która łączyła wszystkich panów z sali 10, było to, że wszyscy mieliśmy stulejkę. Wiek tych pacjentów, ode mnie począwszy był 20, 23, ok. 30 i ok. 50 lat. To tylko pokazuje, że nigdy nie jest za późno na leczenie tego intymnego problemu.
Jeśli chodzi o wrażenia po operacji - mam już za sobą pierwsze oddawanie moczu, które było bardzo dziwne, oraz wymianę opatrunku, które było dość bolesne z racji, że wszy zahaczały o moją gazę i bardzo trudno było ją zdjąć. Na te chwile (godz: 3:11, 5 marzec) leże sobie w łóżeczku z nowym opatrunkiem i tabletką przeciwbólową (Pyralginum) i cierpliwie wyczekuje na kolejne dni.
Jeśli chodzi o wygląd penisa - spodziewałem się gorszego, jedynym minusem jest to, że czuć delikatny ból i co jakiś czas pocieknie krew, ale tak poza tym - moja męskość na pewno wzrosła i niewątpliwie wzrośnie jeszcze bardziej, gdy będzie już po etapie gojenia.
Bardzo polecam wszystkim "Stulejarzom", by załatwili ten problem tak szybko, jak tylko mogą, ponieważ naprawdę warto, a ból, którego większość się z was boi - jest naprawdę zerowy i mówi to największy panikaż, którym niewątpliwie jestem.

Przypominam, że operacja odbyła się 2 tygodnie po kontroli w szpitalu bielskim "Pod Bukami". 
Byłem na znieczuleniu ogólnym, czyli słodko sobie spałem, a oni mi bez problemu to zoperowali (żadnych powikłań). Cena za całokształt wyniosła 1120 zł + ceny za lekarstwa oraz opatrunki.

Dziękuje za uwagę i zapowiadam za niedługo kolejny post... o Związkach. Do zobaczenia!

niedziela, 6 grudnia 2015

Spotkanie z Kasią

Witam :-)
W tym poście postanowiłem skopiować kilka odpowiedzi ze swojego aska, by pochwalić się swoim pierwszym spotkaniem z Kasią. Miłego czytania :-)


Wszystko zaczęło się ok. godziny 7:00, gdy wstałem i zacząłem się szykować na spotkanie. Umyłem zęby, ogoliłem się, wyperfumowałem, a następnie popakowałem dokumenty i pieniądze. Następnie rodzice podwieźli mnie na dworzec PKP w Katowicach i w sumie to już był ten moment, w którym nie było odwrotu od spotkania i była 100% pewność, że się odbędzie - przynajmniej z mojej strony :D.
Miałem pociąg z przedziałami i na początku siedziałem z jakąś dziewczyną, ale później dołączyła się patologiczna rodzinka, która postanowiła sobie popić piwka w pociągu, bo w domu nie można...
Najbardziej niezręczne było to, gdy konduktor pytał mnie o bilet, a następnie dopytał o legitymacje studencką, którą jak na złość... zostawiłem na biurku. Możecie sobie wyobrazić co mogłem czuć w tamtej chwili, gdy nie byłem świadom tego, co może mi grozić za brak legitymacji (przy zakupionym bilecie). Dopuszczałem nawet najgorsze, czyli wysoki mandat lub wyrzucenie z pociągu - mimo że dla większości osób oczywista byłaby po prostu dopłata, to sam nie byłem tego świadom, bo pociągiem jechałem tak naprawdę pierwszy raz na tego typu strasie. W każdym razie ulżyło mi, gdy konduktor powiedział, że dopłata wynosi tylko 15 zł. Przypominam, że mam zniżkę 51% na busy, pociągi itp, ale przy braku legitymacji, jestem rozliczany jak normalna dorosła, pracująca osoba. Po nieco ponad 2 godzinnej podróży, wysiadłem na dworcu Wrocław Główny, gdzie miało dojść do tego pierwszego "zetknięcia" z Kasią. Mój pociąg był wcześniej od tego Kasi, więc siłą rzecz musiałem na nią poczekać niecałe 20 minut.
Stanąłem sobie gdzieś na widoku i tylko wypatrywałem Kasi. Przed samym spotkaniem - jej wygląd nie był dla mnie żadną niespodzianką. Widziałem dostatecznie dużo fotek, by mieć wyobrażenie jej buźki, więc wiedziałem, że na pewno się szybko rozpoznamy i stało się... po chwili podeszła do mnie Kasia i automatycznie na naszych buziach pojawił się szeroki uśmiech, a od razu po nim popularny "przytulasek", czyli po prostu przytuliliśmy się do siebie i w raz z przytulaskiem - zeszło ze mnie całe negatywne napięcie, z całym stresem. Nasza rozmowa była płynna od samego początku. Może się to wydawać wręcz nieprawdopodobne, bo jestem z natury osobą nieśmiałą i z doświadczenia wiedziałem, że moje rozmowy z dziewczynami, to raczej wzrok skierowany ku ziemi i onieśmielenie, ale z Kasią wyglądało to inaczej.
Kompletnie nie odczuwałem przed nią stresu - miałem wrażenie, jak gdybyśmy się już wcześniej gdzieś spotykali i się bardzo dobrze znali. Wyszliśmy z Dworca, bo mieliśmy jeszcze ok 30-40 minut do najbliższego pociągu (do Bolesławca) i usiedliśmy na ławce. Tam zaczęliśmy tzw. rozmowę "rozpoznawczą", która miała nas oswoić ze swoim realnym towarzystwem.
Po krótkiej pogawędce poszliśmy na mini spacer, ale też jakoś po 10 minutach zawróciliśmy, by się nigdzie nie zgubić, więc poszliśmy ponownie w kierunku Dworca, by zakupić bilety. W pociągu musieliśmy stać, bo nie było wolnych miejsc. Czas podróży z Wrocławia do Bolesławca wykorzystaliśmy na żarty, co chwila się do siebie uśmiechaliśmy, a onieśmielenia czy stresu tak naprawdę nie było. Gdy dojechaliśmy na dworzec w Bolesławcu, poszliśmy spacerkiem w kierunku przystanku, gdzie mieliśmy się udać bo miejscowości w której mieszka Kasia (nazwy nie ujawniam, ponieważ nie wiem czy Kasia chce upubliczniać te informację). Po drodze spotkaliśmy jej brata, z którym miałem okazję się zapoznać. Poszliśmy w 3 do najbliższego sklepu, bo Kasia miała ochotę na Kubusia. Miałem plecak i reklamówkę, wiec musiałem ją gdzieś zostawić, bo podobno czepiają się o to na sklepie, więc "włożyłem" (czyt. wkopałem) swój bagaż do szafki i poszliśmy na sklep. Na dzień dobry chciałem zrobić coś zabawnego, więc poprosiłem panią, która rozdawała balony - by i mi dała jeden, a ta bez problemu mi go wręczyła, po paru minutach spacerowania po sklepie z balonem - oddałem go tej samej Pani, komentując to "Ja jednak oddaje ten balonik, bo się ze mnie śmieją na sklepie' - oczywiście również w formie żartu. Gdy Kasia kupiła Kubusia, to przyszła pora na wyciągniecie plecaka z szafki - było to nie lada zadania, zważywszy na to, że w pierwszej chwili - zamiast wyciągnąć plecak, pociągnąłem całą szafkę i się przesunęła, ale jakoś się udało :-)
Później skierowaliśmy się na najbliższy przystanek, gdzie pojechaliśmy do miejscowości Kasi.
Po wysiadce z autobusu musieliśmy przejść spacerkiem z 15 minutek, aż w końcu doszliśmy do celu - czyli do domku Kasi. Zaraz po wejściu zdjąłem kurtkę i buty i poszedłem do pokoju Kasi, bo w pomieszczeniu obok był jej Wujek, a w sumie nie miałem celu, by się z nim przedstawiać. Później w domu (poza nami) została babcia, z którą się przywitałem. Powitanie wyglądało tak, że babcia Kasi mnie objęła rękami, dała buziaki w policzek i powiedziała, że jestem fajnym chłopakiem - mówiąc przy okazji, że bała się na początku, że jestem jakimś starym kolesiem (100 lat) :D.
Potem poszliśmy do pokoju Kasiu i sobie poleżeliśmy obok siebie. Nie mówiliśmy zbyt wiele, ale najlepsza w tamtym momencie była chyba ta bliskość. Po prostu ja czułem obecność Kasi, a Kasia moją i to było naprawdę fajne. Na początku dość niezręcznie było się pogłaskać czy posmyrać delikatnie po ramieniu czy dłoni, ale jakoś udało się to przełamać i nie odczuwaliśmy skrępowania, gdy przyszło nam się "dotykać" - ale nie należy tego odbierać z jakimś podtekstem, ponieważ opierało się to głównie na takim delikatnym głaskaniu włosów, ręki czy chwytaniem się za rączkę. Potrafiliśmy tak leżeć parę godzin i nie mówić żadnego słowa, bo było to na tyle wymowne, że nie trzeba było zbyt wiele dodawać.
Po drodze przyszli rodzice Kasi, z którymi się kulturalnie przywitałem. Bardzo podobała mi się ich postawa, ponieważ wykazywali się takim zrozumieniem w stronę mojej osoby i nie zasypywali mnie setką niewygodnych pytań itp, po prostu zdawali sobie sprawę z tego, jak wyglądają tego typu spotkania - tym bardziej, że tata Kasi również poznawał jej mamę w podobnych okolicznościach. Następnie wróciliśmy do naszych pieszczot. Godziny uciekały bardzo szybko, a ja nie chciałem iść spać, by nie stracić czasu, bo wiedziałem, że jutro będę jechać do domu, dlatego chciałem wykorzystać noc z soboty na niedzielę na 110%. Koło godziny 2:00 uznaliśmy wspólnie, że wypada iść spać i po raz kolejny pojawił się przytulasek, a w zasadzie kilka przytulasków i Kasia poszła do innego pokoju spać, a ja zostałem w nominalnie jej pokoju i również poszedłem spać.
Wstałem ok. godziny 8:00, ale zakładałem, że Kasia jeszcze śpi, więc przedłużyłem sobie drzemkę do 9:30 i napisałem do Kasi sms'ka. Kasia poczesała sobie włosy i weszła do pokoju, no i w sumie robiliśmy dokładnie to samo, co wczoraj, czyli leżeliśmy sobie obok siebie i się delikatnie głaskaliśmy po główce, buzi czy rączce - było to naprawdę mega przyjemne uczucie, tym bardziej że dłonie Kasi są mega delikatne i zimne, a moje ciepłe, więc czuło się każde muśniecie. Potem pograliśmy w popularne klocki "jenga" i po 3-4 konfrontacjach - ponownie sobie leżeliśmy. Następnie mama Kasi zawołała nas na obiad, więc sobie spokojnie zjedliśmy w kuchni. Godzina była 14:00, więc miało się taka świadomość, że już niedługo niestety będziemy musieli się pożegnać i wrócić do swojej codzienności. Ostatnią godzinkę wykorzystaliśmy na znane już wszystkim - leżenie, jednak było tutaj więcej smutku niż uśmiechu, bo nikt nie lubi tego typu rozstań, tym bardziej gdy się wyczekiwało na to wszystko tyle czasu. Ok. godziny 15:05 - z wielkimi trudnościami - ubraliśmy kurtki, a ja jeszcze podziękowałem jej rodzicom i babci za gościnność.
Następnie wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się w stronę przystanku, tutaj również nie zabrakło miłego epizodu - trzymaliśmy się za ręce. Było to takie bardzo fajne uczucie, tym bardziej, że jeszcze dzień wcześniej (we Wrocławiu) nie mieliśmy na tyle śmiałości, by za te łapki się chwycić. Po dojściu na dworzec, przyszła pora na to, czego nikt nie lubi, czyli pożegnanie. Standardowo przytulasek i wymiana wzroku, ale widać było, że ten nastrój nie jest tak dobry, jak np. w domu, no ale nie ma się czemu dziwić. Później było już tylko to, co najgorsze, czyli wejście do pociągu i powrót do domu - mojego domu.

Jeśli chodzi o moje wrażenia - to było naprawdę zajebiście, naprawdę - to spotkanie było najlepsze na świecie i tak naprawdę wielka szkoda, że ten czas nam tak szybko zleciał. Nie mam się do czego doczepić, wszystko (poza brakiem legitymacji) było wręcz idealne. Jestem dumny z samego siebie, ze udało mi się przełamać nieśmiałość i wypaść przed Kasią, jako pewny siebie facet, z którym można porozmawiać, poprzytulać się i pożartować beż żadnych przeszkód. Cieszę się, że wszystko się potoczyło tak dobrze i że ten pierwszy, najtrudniejszy krok - mamy już za sobą. Jestem Kasi bardzo wdzięczny za to zaangażowanie w nasz kontakt i za to, że zawsze daje mi takie poczucie, że mogę na nią liczyć :-)
Niech nasze spotkanie będzie taką motywacją dla wszystkich ludzi, którzy poznają się przez internet. Poznać tutaj drugą osobę, to nie grzech. Nie zapominajmy o tym, że po obu stronach są te same osoby, które nie różnią się niczym od tych realnych. Czasami warto zaufać, wykazać się cierpliwością, wyrozumiałością i zaangażować się w kontakt, który być może okaże się czymś, co będzie dla nas bardzo ważne. Jeśli ja - czyli największy pesymista, który kiedykolwiek stąpał po ziemi - był w stanie zrealizować spotkanie w tak miłej atmosferze, to dosłownie każdą osobę na to stać.
To by było chyba na tyle :-) Opowiadanie długie, ale wierzcie mi, że to po prostu trzeba poczuć i doświadczyć, by umieć sobie to wyobrazić ;-)

niedziela, 8 listopada 2015

Historia poznania Kasi

Witam!
Na wstępie zaznaczę, że dzisiejszy post będzie mieć bardziej charakter strony z pamiętnika, aniżeli jakiegoś przemyślenia. Wczoraj w godzinach wieczornych napisałem całkiem fajną odpowiedź na asku i postanowiłem ją tutaj uwiecznić, bo jest chyba najdłuższą, którą miałem okazję napisać.
Jeśli się źle czyta to przepraszam, ale dla mnie najważniejszy jest przekaz, a nie język czy ustawienie tekstu

Historia poznania Kasi

Na Kasie natrafiłem przypadkowo - bo na asku. Było to jeszcze na moim wcześniejszym profilu, na którym prosiłem wszystkie dziewczyny ze strumienia o fotki stóp, które później publikowałem u siebie w odpowiedziach - oczywiście za zgodą dziewczyn. Każda dziewczyna, która pokazała swoje stópki - trafiała do moich obserwowanych i automatycznie otrzymywała moje masówki (już niezwiązane ze stopami) - tak jak to ma miejsce teraz. Po paru dniach Kasia odwiedziła mój profil i zaczęła zadawać jakieś pytanka, już nie pamiętam o czym dokładnie one były, ale wiem że takie czysto opisowe i po którymś z takich pytanek poprosiła mnie o gadu-gadu. W tamtym czasie byłem jeszcze otwarty dla nowych osób, więc bez wahania podałem Kasi swoje GG. Napisała do mnie po paru godzinach i w sumie od pierwszego momentu złapaliśmy wspólny język. Trudno to sobie wyobrazić, ale piszemy ze sobą codziennie od 22 czerwca, czyli od dnia w którym napisała do mnie na GG. Nigdy bym nie przypuszczał, że stać mnie na to, by stworzyć z kimś taki kontakt - niejednokrotnie nawet pisałem Kasi o tym, że nigdy nie mam wiary w długoterminowe kontakty, ale sprawiałem jej tym tylko przykrość, bo każdy by się dziwnie poczuł, gdyby ktoś skazywał na pożarcie znajomość. Od tamtego momentu zacząłem nabierać coraz to większej wiary w nasz kontakt i zastanawiam się, czy można jeszcze bardziej wierzyć - czy już osiągnąłem maksymalny poziom wiary.
Dziennie przynajmniej przez parę godzin pisaliśmy i piszemy, w wolne dni nawet od rana - bo zazwyczaj Kasia budzi mnie sms'kiem - taka rutyna. Można więc śmiało powiedzieć, że nasz kontakt jest bardzo zaawansowany i trudno sobie wyobrazić dzień bez przynajmniej jednej rozmowy.
Jeśli chodzi o samą Kasie, to ma 18 lat i mieszka w województwie Dolnośląskim, czyli dzieli nas ponad 200 km trasy (przypominam, że ja z województwa Śląskiego). Kasia jest naprawdę bardzo pozytywną osobą, z którą można porozmawiać na każdy temat. Ma niesamowite poczucie humoru i dystans do moich żartów, co sprawia, że komunikacja między nami jest bardzo luźna i momentami zabawna, ale też potrafimy być poważni. Kasia jest takim dowodem na to, że można mnie kupić swoją osobowością, bo ona zrobiła - kupiła mi. O ile to ona była na początku zafascynowana moją osobą, tak teraz ja jestem zafascynowany jej osobą. Pozwoliła mi uwierzyć w to, że można ze mną prowadzić przyjemny i ciekawy kontakt - wiedząc o mnie praktycznie wszystko. Z Kasią mam bardzo wiele pozytywnych skojarzeń, wiem że zawsze mogę na nią liczyć, np. gdy mam doła, to zawsze jest przy mnie i wtedy mam takie poczucie, że jestem dla kogoś ważny i nie zostaje sam ze swoimi problemami. W pamięć mi też zapadł dzień moich urodzin (24 października), wtedy mieliśmy zaplanowaną naszą pierwszą rozmowę telefoniczną, a oprócz tego Kasia zrobiła naprawdę piękny uczynek, bo przysłała mi paczkę - co samo w sobie było naprawdę cudownym gestem i jestem jej za to naprawdę wdzięczny.
Na dzień dzisiejszy mogę z czystym sumieniem napisać, że Kasia jest moją przyjaciółką i nigdy wcześniej nie było osoby, która mogłaby z nią w jakikolwiek sposób "rywalizować". Po prostu nasz kontakt jest kompletny i mimo że się jeszcze nie spotkaliśmy, to czuje jej obecność w swoim życiu.
Tym bardziej, gdy teraz mam okazję słyszeć jej słodkiego głosu, to ma się wrażenie, jakby leżała zaraz obok - naprawdę zajebiste uczucie. Mając kontakt z taką osobą, nie można czuć się samotnym, bo człowiek po prostu ma świadomość tego, że druga osoba chce tego kontaktu tak samo - jak my sami.
Uważam, że mieć takiego kogoś na liście kontaktów to jak mieć skarb w czystej postaci.
Podchodzę do tego kontaktu z dużym szacunkiem i bardzo bym chciał, by po prostu trwał i nigdy się nie kończył, bo się bardzo w niego zaangażowałem.
Poruszę jeszcze kwestię spotkania, do którego było parę nawiązań we wcześniejszych odpowiedziach.
Mamy zaplanowane spotkanie na początek grudnia, które w jakiś sposób określi cały nas kontakt, bo logiczne jest to, że po spotkaniu będzie na pewno inaczej niż teraz i tak naprawdę wszystko jest uzależnione od tego, czy będzie OK - czy nie. Ja osobiście głęboko wierze w pozytywne zakończenie spotkania, które samo w sobie będzie początkiem jeszcze intensywniejszego kontaktu i pasmem kolejnych spotkań. Wreszcie słowa - nabiorą większej wartości, bo co innego coś napisać, a co innego coś powiedzieć i np. przytulić.
Na zakończenie tego dość długiego wywodu - chciałbym powiedzieć, że jestem szczęśliwy, że trafiłem na Kasię, bo takiej osoby mi po prostu brakowało przez większość życia, a teraz się to wszystko wraca.
Moja pewność siebie zdecydowanie wzrosła i ma to nawet swoje zastosowanie w realnym świecie, gdzie również czuje się pewniej dzięki temu kontaktowi, a przypominam, że na dzień dzisiejszy jesteśmy dla siebie tylko przez internet, chociaż to jest mylne, bo tak jak mówię - mimo że internet, to czuje obecność Kasi w swoim realnym życiu.
Mam nadzieje, że nikogo nie zanudziłem swoją najdłuższą odpowiedzią, którą napisałem na asku.
Pamiętajcie o tym, że czasem warto komuś zaufać i dać się "porwać" magii przyjaźni.

sobota, 10 października 2015

Mini FaQu #2

Pewnie część z was mnie kojarzy, ale ze względu na częste zmiany konta na ask.fm - postanowiłem stworzyć FaQu, które udostępnię też na blogu, by każda osoba, której choć troszkę podoba się to co robię - była na bieżąco.
_____________________________________________________________________
Na początek podstawowe informacje:
Imię: Łukasz
Wiek: 20
Miejscowość: Czechowice-Dziedzice (ok. Bielska-Białej)
_____________________________________________________________________
Czy jestem prawdziwym "Starszym Sierżantem Zygmuntem", który słynął na asku z wysyłania wielu zabawnych, ale też irytujących masówek i największej ilości odpowiedzi?

Tak, to ja - prawdziwy Sierżant :) Było paru naśladowców lub cwaniaczków, które rozsyłały moje pytanka, ale prawdopodobnie każde z tych kont stoi teraz martwe bez aktywności. Na potwierdzenie swojej "prawdziwości" - odsyłam na bloga, który jest unikatowy i stoi jeszcze za czasów starego konta.

Czy udostępniam swoje nazwisko, zdjęcia, Facebook itp?
Cenie swoją anonimowość, dlatego nie podaje wszystkich dostępnych informacji na asku czy blogu. 
Podaje o sobie tylko te informacje, które nie odkrywają w jednoznaczny sposób mojej realnej osoby. 
Nazwisko jest nikomu niepotrzebne, Facebook również - bo nie mam na nim nic ciekawego, a co do zdjęcia to zdarza się, że wysyłam go osobie, z którą mam okazję przeprowadzić parę ciekawych rozmów, ale nie od razu.
Czy można się ze mną skontaktować?
Każda osoba bez wyjątku ma prawo mnie zapytać na asku - nawet anonimowo, prócz tego przynajmniej w teorii można zapytać o gg lub skype, ale nie gwarantuje, że je podam, bo mam złe doświadczenia w przypadku, gdy pisało do mnie kilkanaście osób dziennie.

Czy odpowiadam na wszystkie pytania?
Na większość tak, pozostałe są zazwyczaj usuwane, dlaczego? Nie odpowiadam na reklamy, bezmyślne masówki (o ironio) i na nieuzasadnione hejty, bo to nie forum dyskusyjne tylko ask, gdzie w domyśle mamy zadawać sobie nawzajem pytania, a nie wytykać sobie błędy.

Dlaczego wcześniejsze konta zostały zablokowane?
Domyślam się, że przez pytanka, które okiem administratora - były zbyt "mocne" lub dwuznaczne. 
Nie do końca się zgadzam z tymi decyzjami, jednak taka polityka tutaj panuje i nic mi do tego. 
Mnie osobiście ta stronka bardzo wciągnęła, dlatego mimo blokad - i tak zakładam nowe konta.

Czy to konto też zostanie zablokowane?
Tym razem postaram się trochę inaczej konstruować masówki, by administracja nie miała pretekstu do zablokowania. Inaczej tzn. bez dwuznacznych tekstów, prowokacji itp - bardziej pod takie podlizywanie czy słodzenie komuś poprzez komplementy itp. Jeśli jednak konto zostanie zablokowane, to powstanie następne, jaki login? fetyszysta2017 - chronologicznie :P

Inne działalności?
Krótko i zwięźle - blog. Od czasu do czasu będę tam zamieszczać jakieś posty - w zależności od chęci, jak też od pomysłów, które zawsze możecie mi podsuwać.
To by było chyba tyle, jeśli ktoś chce wiedzieć coś więcej, to może po prostu zapytać. Pozdrawiam

sobota, 26 września 2015

Podtekst - największa przeszkoda przyjaźni?

Witam po kolejnej już dłuższej przerwie! :)
Jak większość z was wie - ostatnio na blogu bywam bardzo rzadko. Wynika to z tego, że nie ma zbytnio czasu,chęci i weny na to, by pisać sensowne posty. Pamiętajcie o tym, że mi nie zależy na tym, by post był napisany estetycznym językiem czy ładną czcionką, ale ma zawierać w sobie jakiś tam przekaz i wniosek, który być może skłoni do refleksji wszystkie ciekawskie osoby, które rozkminiają podobne wątki życiowe.

Tematem, który chciałem dzisiaj rozpisać jest "Podtekst - największa przeszkoda przyjaźni?"
Wydaje mi się, że jest to dość powszechny problem, który pojawia się w większości relacji damsko-męskich i ma na nich negatywne odbicie.

Samo słowo "Podtekst" jest pewnego rodzaju aluzją, która zawiera w sobie nutkę dwuznaczności.
Po polsku mówiąc - możemy nie być czegoś pewni, ale próbujemy na siłę sobie na to odpowiedzieć - co prowadzi do domysłu, który często mija się z sensem.

Nie od dziś wiadomo, że relacja damsko-męska jest dość skomplikowana. Wynika to oczywiście z wielu czynników, takich jak różnica charakterów, gustu czy towarzystwa w jakim się obracamy.
Mimo wszystko największy problem nie tkwi w wyżej wymienionych przykładach, a w podejściu osób do pozornie zwykłej przyjaźni.

Przyjaźń dwóch chłopaków czy dwóch dziewczyn - niekoniecznie homoseksualnych, jest dużo prostsza niż przyjaźń między chłopakiem, a dziewczyną.
Podstawowa różnica polega na tym, że przyjaźń dwóch chłopaków ma ustalone pewne granice, które wyznaczyły się same od siebie. Taką granicą może być np. to, że Ci chłopacy się nie przytulają, nie całują się, czy nie chodzą ze sobą rękę, to w jakiś sposób sprawia, że ich przyjaźń ma charakter ograniczony, poza który nigdy nie wyjdzie.
W przypadku relacji damsko-męskiej nie ma tych granic i kontakt na początku ma charakter otwarty, chyba że dziewczyna lub chłopak z góry określili swoje stanowiska w kwestii związku lub po prostu są już zajęci.

Umówmy się, że prawie każda przyjaźń damsko-męska sprowadza się do związku lub do ograniczonego kontaktu na dystans. Jeśli facet zagaduje do atrakcyjnej brunetki, która siedzi sobie w parku, to czynnikiem motywującym go do podejścia - jest właśnie piękno tej kobiety i w głowie może mu się budować jakaś wizja tego, że może to ta kobieta, będzie w przyszłości jego dziewczyną lub żoną.
Ja zdaje sobie sprawę z tego, że zauroczenie się w czyjej atrakcyjności - nie biorąc pod uwagę charakteru jest czymś nietypowym i niezbyt rozsądnym, jednak trzeba mieć na uwadze to, że nasi dziadkowie czy nasi rodzice właśnie w takich okolicznościach się poznawali - czyli "miłość od pierwszego wejrzenia", albo "chciałem z nią być, bo mi się podobała". Do czego zmierzam? Do tego, że dziewczyny do których zazwyczaj zagadują chłopaki - bardzo często traktują ich na dystans, bo z góry zakładają, że on próbuje je poderwać, czy jest tak zawsze? Oczywiście że nie, ale najczęściej inicjowanie przyjaźni ma na celu sprowadzić się do związku.

Załóżmy, że dwoje ludzi poznaje się w przypadkowych okolicznościach - np. internet. Powiedzmy ich punktem zaczepienia jest jakaś gierka lub wspólne zainteresowanie. Kontakt z dnia na dzień się rozrasta i na początku nic nie wskazuje na to, by którekolwiek z nich wykazywało zainteresowanie drugą osobą.
Wydawać by się mogło, że kontakt jakich miliony na świecie, jednak schodki pojawiają się wtedy, gdy ten chłopak lub ta dziewczyna - szuka konfrontacji ze swoim rozmówcą. Przykładowo chłopak zaprasza dziewczynę na spacer - on może mieć w głowie rozmowę, która nijak ma się do podrywu, natomiast ta dziewczyna zaczyna tworzyć w swojej głowie setki scenariuszy, które mogą towarzyszyć podczas tego spaceru - to jest właśnie podtekst, czyli główny wątek naszego tematu. Oczywiście podtekst nie jest zły, gdy dziewczyna lub chłopak są otwarci na te relacje z tą, daną osobą, bo przecież to nie grzech iść z nią na spacer czy w jakiekolwiek inne miejsce. Gorzej ma się to wtedy, gdy ta dziewczyna "Nie chce robić nadziei temu chłopakowi", dlatego traktuje go na dystans, czyli np. odmawia spaceru - pod pretekstem tego, że się źle czuje, albo że coś ważnego jej wyskoczyło, podczas gdy nie idzie na ten spacer tylko dlatego, bo boi się tego podrywu, który jak wiemy z powyżej treści - nie był w zamyśle chłopaka zapraszającego ową dziewczynę na spacer.

Takich sytuacji można opisywać naprawdę bardzo wiele i dla mnie osobiście jest to bardzo denerwujące, stąd też preferuje kontakty, które są otwarte i bezpośrednie - z zachowaniem przy tym kultury.
Bezpośrednio - nie oznacza chamsko, po prostu w otwarty sposób wypowiadamy co myślimy, a tym samym możemy na spokojnie przedyskutować z drugą osobą coś, czym moglibyśmy sobie niepotrzebnie zapychać głowę.

Sam podchodzę do przyjaźni bardzo poważnie i od razu staram się wyznaczyć te granicę, by uniknąć niezręcznych sytuacji. Według mnie popularne "wyznawanie miłości" powinno być tylko i wyłącznie formalnością, bo jeśli te osoby coś do siebie czują to zdają sobie z tego sprawę już wcześniej i tylko wyczekują na to, które z nich odważy się to powiedzieć wprost. Jeśli chodzi o mnie, to wolałbym porozmawiać z dziewczyną na temat związku w sposób normalny - bez żadnych domysłów, bo zdaje sobie sprawę, że dla dziewczyny byłoby bardzo niezręczne to, gdyby usłyszała wyznanie miłości od faceta, do którego nic nie czuje - siłą rzeczy uraziłaby jego dumę, natomiast on nie bał się tego zakochania, bo wychodził z założenia, że skoro dziewczyna jest dla niego miła i kompromisowa to na pewno coś do niego czuje - tutaj też wychodzi ten podtekst, który sprawia że facet interpretuje jakieś zachowanie jako wykazanie zainteresowania, podczas gdy dziewczyna nawet nie myśli o związku z nim.

Na podsumowanie dzisiejszego wątku - nawiąże do swojej przyjaźni z Kasią, którą poznałem również przez aska - w dość zabawnych okolicznościach. Nasz kontakt jest naprawdę bardzo przyjemny i życzę każdemu facetowi takiej pozytywnej i sympatycznej dziewczyny, która może umilić nawet najbardziej szary dzień.
Moja relacja z Kasią jest typową przyjaźnią damsko-męską, która w moim odczuciu jest prowadzona bardzo rozsądnie. Oboje liczymy się z tym, że w przyszłości może między nami dojść do zauroczenia lub czegoś więcej, ale nie boimy się tego, bo jesteśmy na to w jakiś sposób przygotowani, stąd też Kasia czy ja - nie musimy się domyślać czy w zaproszeniu do kina - nie ma ukrytej randki, bo mówimy sobie wprost o tym co myślimy i o tym co czujemy. Czy nasza przyjaźń sprowadza się do związku? Niekoniecznie. Uszanowałbym to, gdybym w oczach Kasi był tylko, albo aż przyjacielem, w końcu nie jest na mnie skazana, tak samo ja nie jestem skazany na nią, kierujemy swoją przyjaźnią tak, byśmy oboje byli szczęśliwi i usatysfakcjonowani. Dlaczego o tym pisze? Bo według mnie właśnie tak powinna wyglądać przyjaźń - jasno określone stanowisko w sprawie związku, bez dwuznacznych sytuacji i 100 procentowa szczerość i gwarantuje wam, że taki kontakt będzie dużo bardziej wartościowy, aniżeli jakieś relacje w ciemno.

To tyle na dzisiaj, mam nadzieje że post po przerwie się spodoba i skłoni do małych refleksji.

Prosiłbym o opinie każdego czytelnika, który chciałby się w jakiś sposób odnieść do treści lub do mojej osoby. Za każdą pozytywną opinie z góry dziękuje, za uzasadniona krytykę także.

Jeśli macie jakieś pytania to albo w komentarzu, albo na asku: http://ask.fm/fetyszysta2015