niedziela, 6 grudnia 2015

Spotkanie z Kasią

Witam :-)
W tym poście postanowiłem skopiować kilka odpowiedzi ze swojego aska, by pochwalić się swoim pierwszym spotkaniem z Kasią. Miłego czytania :-)


Wszystko zaczęło się ok. godziny 7:00, gdy wstałem i zacząłem się szykować na spotkanie. Umyłem zęby, ogoliłem się, wyperfumowałem, a następnie popakowałem dokumenty i pieniądze. Następnie rodzice podwieźli mnie na dworzec PKP w Katowicach i w sumie to już był ten moment, w którym nie było odwrotu od spotkania i była 100% pewność, że się odbędzie - przynajmniej z mojej strony :D.
Miałem pociąg z przedziałami i na początku siedziałem z jakąś dziewczyną, ale później dołączyła się patologiczna rodzinka, która postanowiła sobie popić piwka w pociągu, bo w domu nie można...
Najbardziej niezręczne było to, gdy konduktor pytał mnie o bilet, a następnie dopytał o legitymacje studencką, którą jak na złość... zostawiłem na biurku. Możecie sobie wyobrazić co mogłem czuć w tamtej chwili, gdy nie byłem świadom tego, co może mi grozić za brak legitymacji (przy zakupionym bilecie). Dopuszczałem nawet najgorsze, czyli wysoki mandat lub wyrzucenie z pociągu - mimo że dla większości osób oczywista byłaby po prostu dopłata, to sam nie byłem tego świadom, bo pociągiem jechałem tak naprawdę pierwszy raz na tego typu strasie. W każdym razie ulżyło mi, gdy konduktor powiedział, że dopłata wynosi tylko 15 zł. Przypominam, że mam zniżkę 51% na busy, pociągi itp, ale przy braku legitymacji, jestem rozliczany jak normalna dorosła, pracująca osoba. Po nieco ponad 2 godzinnej podróży, wysiadłem na dworcu Wrocław Główny, gdzie miało dojść do tego pierwszego "zetknięcia" z Kasią. Mój pociąg był wcześniej od tego Kasi, więc siłą rzecz musiałem na nią poczekać niecałe 20 minut.
Stanąłem sobie gdzieś na widoku i tylko wypatrywałem Kasi. Przed samym spotkaniem - jej wygląd nie był dla mnie żadną niespodzianką. Widziałem dostatecznie dużo fotek, by mieć wyobrażenie jej buźki, więc wiedziałem, że na pewno się szybko rozpoznamy i stało się... po chwili podeszła do mnie Kasia i automatycznie na naszych buziach pojawił się szeroki uśmiech, a od razu po nim popularny "przytulasek", czyli po prostu przytuliliśmy się do siebie i w raz z przytulaskiem - zeszło ze mnie całe negatywne napięcie, z całym stresem. Nasza rozmowa była płynna od samego początku. Może się to wydawać wręcz nieprawdopodobne, bo jestem z natury osobą nieśmiałą i z doświadczenia wiedziałem, że moje rozmowy z dziewczynami, to raczej wzrok skierowany ku ziemi i onieśmielenie, ale z Kasią wyglądało to inaczej.
Kompletnie nie odczuwałem przed nią stresu - miałem wrażenie, jak gdybyśmy się już wcześniej gdzieś spotykali i się bardzo dobrze znali. Wyszliśmy z Dworca, bo mieliśmy jeszcze ok 30-40 minut do najbliższego pociągu (do Bolesławca) i usiedliśmy na ławce. Tam zaczęliśmy tzw. rozmowę "rozpoznawczą", która miała nas oswoić ze swoim realnym towarzystwem.
Po krótkiej pogawędce poszliśmy na mini spacer, ale też jakoś po 10 minutach zawróciliśmy, by się nigdzie nie zgubić, więc poszliśmy ponownie w kierunku Dworca, by zakupić bilety. W pociągu musieliśmy stać, bo nie było wolnych miejsc. Czas podróży z Wrocławia do Bolesławca wykorzystaliśmy na żarty, co chwila się do siebie uśmiechaliśmy, a onieśmielenia czy stresu tak naprawdę nie było. Gdy dojechaliśmy na dworzec w Bolesławcu, poszliśmy spacerkiem w kierunku przystanku, gdzie mieliśmy się udać bo miejscowości w której mieszka Kasia (nazwy nie ujawniam, ponieważ nie wiem czy Kasia chce upubliczniać te informację). Po drodze spotkaliśmy jej brata, z którym miałem okazję się zapoznać. Poszliśmy w 3 do najbliższego sklepu, bo Kasia miała ochotę na Kubusia. Miałem plecak i reklamówkę, wiec musiałem ją gdzieś zostawić, bo podobno czepiają się o to na sklepie, więc "włożyłem" (czyt. wkopałem) swój bagaż do szafki i poszliśmy na sklep. Na dzień dobry chciałem zrobić coś zabawnego, więc poprosiłem panią, która rozdawała balony - by i mi dała jeden, a ta bez problemu mi go wręczyła, po paru minutach spacerowania po sklepie z balonem - oddałem go tej samej Pani, komentując to "Ja jednak oddaje ten balonik, bo się ze mnie śmieją na sklepie' - oczywiście również w formie żartu. Gdy Kasia kupiła Kubusia, to przyszła pora na wyciągniecie plecaka z szafki - było to nie lada zadania, zważywszy na to, że w pierwszej chwili - zamiast wyciągnąć plecak, pociągnąłem całą szafkę i się przesunęła, ale jakoś się udało :-)
Później skierowaliśmy się na najbliższy przystanek, gdzie pojechaliśmy do miejscowości Kasi.
Po wysiadce z autobusu musieliśmy przejść spacerkiem z 15 minutek, aż w końcu doszliśmy do celu - czyli do domku Kasi. Zaraz po wejściu zdjąłem kurtkę i buty i poszedłem do pokoju Kasi, bo w pomieszczeniu obok był jej Wujek, a w sumie nie miałem celu, by się z nim przedstawiać. Później w domu (poza nami) została babcia, z którą się przywitałem. Powitanie wyglądało tak, że babcia Kasi mnie objęła rękami, dała buziaki w policzek i powiedziała, że jestem fajnym chłopakiem - mówiąc przy okazji, że bała się na początku, że jestem jakimś starym kolesiem (100 lat) :D.
Potem poszliśmy do pokoju Kasiu i sobie poleżeliśmy obok siebie. Nie mówiliśmy zbyt wiele, ale najlepsza w tamtym momencie była chyba ta bliskość. Po prostu ja czułem obecność Kasi, a Kasia moją i to było naprawdę fajne. Na początku dość niezręcznie było się pogłaskać czy posmyrać delikatnie po ramieniu czy dłoni, ale jakoś udało się to przełamać i nie odczuwaliśmy skrępowania, gdy przyszło nam się "dotykać" - ale nie należy tego odbierać z jakimś podtekstem, ponieważ opierało się to głównie na takim delikatnym głaskaniu włosów, ręki czy chwytaniem się za rączkę. Potrafiliśmy tak leżeć parę godzin i nie mówić żadnego słowa, bo było to na tyle wymowne, że nie trzeba było zbyt wiele dodawać.
Po drodze przyszli rodzice Kasi, z którymi się kulturalnie przywitałem. Bardzo podobała mi się ich postawa, ponieważ wykazywali się takim zrozumieniem w stronę mojej osoby i nie zasypywali mnie setką niewygodnych pytań itp, po prostu zdawali sobie sprawę z tego, jak wyglądają tego typu spotkania - tym bardziej, że tata Kasi również poznawał jej mamę w podobnych okolicznościach. Następnie wróciliśmy do naszych pieszczot. Godziny uciekały bardzo szybko, a ja nie chciałem iść spać, by nie stracić czasu, bo wiedziałem, że jutro będę jechać do domu, dlatego chciałem wykorzystać noc z soboty na niedzielę na 110%. Koło godziny 2:00 uznaliśmy wspólnie, że wypada iść spać i po raz kolejny pojawił się przytulasek, a w zasadzie kilka przytulasków i Kasia poszła do innego pokoju spać, a ja zostałem w nominalnie jej pokoju i również poszedłem spać.
Wstałem ok. godziny 8:00, ale zakładałem, że Kasia jeszcze śpi, więc przedłużyłem sobie drzemkę do 9:30 i napisałem do Kasi sms'ka. Kasia poczesała sobie włosy i weszła do pokoju, no i w sumie robiliśmy dokładnie to samo, co wczoraj, czyli leżeliśmy sobie obok siebie i się delikatnie głaskaliśmy po główce, buzi czy rączce - było to naprawdę mega przyjemne uczucie, tym bardziej że dłonie Kasi są mega delikatne i zimne, a moje ciepłe, więc czuło się każde muśniecie. Potem pograliśmy w popularne klocki "jenga" i po 3-4 konfrontacjach - ponownie sobie leżeliśmy. Następnie mama Kasi zawołała nas na obiad, więc sobie spokojnie zjedliśmy w kuchni. Godzina była 14:00, więc miało się taka świadomość, że już niedługo niestety będziemy musieli się pożegnać i wrócić do swojej codzienności. Ostatnią godzinkę wykorzystaliśmy na znane już wszystkim - leżenie, jednak było tutaj więcej smutku niż uśmiechu, bo nikt nie lubi tego typu rozstań, tym bardziej gdy się wyczekiwało na to wszystko tyle czasu. Ok. godziny 15:05 - z wielkimi trudnościami - ubraliśmy kurtki, a ja jeszcze podziękowałem jej rodzicom i babci za gościnność.
Następnie wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się w stronę przystanku, tutaj również nie zabrakło miłego epizodu - trzymaliśmy się za ręce. Było to takie bardzo fajne uczucie, tym bardziej, że jeszcze dzień wcześniej (we Wrocławiu) nie mieliśmy na tyle śmiałości, by za te łapki się chwycić. Po dojściu na dworzec, przyszła pora na to, czego nikt nie lubi, czyli pożegnanie. Standardowo przytulasek i wymiana wzroku, ale widać było, że ten nastrój nie jest tak dobry, jak np. w domu, no ale nie ma się czemu dziwić. Później było już tylko to, co najgorsze, czyli wejście do pociągu i powrót do domu - mojego domu.

Jeśli chodzi o moje wrażenia - to było naprawdę zajebiście, naprawdę - to spotkanie było najlepsze na świecie i tak naprawdę wielka szkoda, że ten czas nam tak szybko zleciał. Nie mam się do czego doczepić, wszystko (poza brakiem legitymacji) było wręcz idealne. Jestem dumny z samego siebie, ze udało mi się przełamać nieśmiałość i wypaść przed Kasią, jako pewny siebie facet, z którym można porozmawiać, poprzytulać się i pożartować beż żadnych przeszkód. Cieszę się, że wszystko się potoczyło tak dobrze i że ten pierwszy, najtrudniejszy krok - mamy już za sobą. Jestem Kasi bardzo wdzięczny za to zaangażowanie w nasz kontakt i za to, że zawsze daje mi takie poczucie, że mogę na nią liczyć :-)
Niech nasze spotkanie będzie taką motywacją dla wszystkich ludzi, którzy poznają się przez internet. Poznać tutaj drugą osobę, to nie grzech. Nie zapominajmy o tym, że po obu stronach są te same osoby, które nie różnią się niczym od tych realnych. Czasami warto zaufać, wykazać się cierpliwością, wyrozumiałością i zaangażować się w kontakt, który być może okaże się czymś, co będzie dla nas bardzo ważne. Jeśli ja - czyli największy pesymista, który kiedykolwiek stąpał po ziemi - był w stanie zrealizować spotkanie w tak miłej atmosferze, to dosłownie każdą osobę na to stać.
To by było chyba na tyle :-) Opowiadanie długie, ale wierzcie mi, że to po prostu trzeba poczuć i doświadczyć, by umieć sobie to wyobrazić ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz